Żegna nas festyn świateł. Sprytne reklamy biegają jak zielone jaszczurki albo ciągną się jak elastyczne węże. Targi odbywają się w bezpośrednim sąsiedztwie morza, które otacza budynki i place swoim wieczornym atramentowym odcieniem, a szum wiatru stanowi żywy akompaniament muzyki, która dociera aż tutaj.
– Perła wschodu! – powtarza zamyślony Barion.
Gra muzyka, a Adriatyk wysyła jej na pomoc swoje fale. Wydaje nam się, że znajdujemy się na najwyższym pokładzie jakiegoś transatlantyku, przemierzającego ocean marzeń. I mogłabym przysiąc, że czuję, jak ten statek kołysze się na falach. A może to tylko moja głowa się chwieje, może to efekt wypitego wcześniej wina?
Jak przystało na tak piękną scenę, nie może zabraknąć poetyckiego śladu w postaci włoskiego księżyca. Zanurzamy się w romantyczną atmosferę wieczoru.
– Dziękuję panu za ten niezapomniany wieczór.
– Pani mi dziękuje?! Jak w takim razie ja mógłbym wyrazić moją wdzięczność?
Czuję, jak wino barwi swoim rubinowym kolorem całą tę morską arkę, fale i odbijające się w wodzie gwiazdy. Barion znika na chwilę i wraca z bukietem długich, czerwonych goździków.
– To dla pani z podziękowaniem za to, że zechciała pani przyjąć rolę mojego cicerone…
Podnoszę kwiaty i zanurzam w nich twarz. Nagle dostrzegam, że przede mną nie ma nikogo. Barion po prostu zniknął. Jak złudzenie, jak mgła, jak morska fala…
Patrzę na morze. Wydaje mi się, że w oddali, na falach, oddalając się powoli, kołysze się dziwna łódź, o zapomnianej już dzisiaj formie, takiej samej, jaką widziałam na starym herbie miasta i nie jest to byt realny, raczej swego rodzaju tajemnicza fatamorgana. Wśród enigmatycznych postaci w wysokich hełmach z grzebieniami zdaje mi się, że dostrzegam cień Bariona, który odpływa na pokładzie tego antycznego statku.
Gdzie teraz podąża? Do Illirii? Wraca do swojej legendy?
Dwa obrazki Świętego Mikołaja
Zanim przybyłam do Bari i poznałam sekrety tego miasta, mój obraz Świętego Mikołaja był zupełnie inny. Każde dziecko w Polsce przez cały rok czeka na przybycie tego Świętego, ponieważ to on spełnia tam rolę włoskiej Befany. To znaczy przynosi prezenty.
Przybywa nocą z 5 na 6 grudnia, wśród srebrnych kwiatów z lodu, z długą brodą, zmierzwioną przez wiatr; przybywa w blasku pastorału, z mitrą na głowie, ale nie sam, lecz w towarzystwie „diabła i anioła”. Anioł musi być silny, ponieważ dźwiga ogromny kosz wypełniony prezentami.
s. 231-232