– Tak. Z dumą dostrzegam, że określenie „Apulia pozbawiona deszczu” należy już do przeszłości.
– Proszę spojrzeć! Co za szczęście, że system połączonych wodociągów pracuje pełną parą. Proszę popatrzeć, jak manifestuje swą siłę, wyrzucając z szerokiej gardzieli szemrzący strumień swojego bogactwa. Jak lśni w słońcu biała piana, jak przelewa się na niższy poziom, i zdaje się śpiewać pieśń pochwalną na cześć ludzkiej inteligencji i pracowitości, które zwyciężyły zachłanność i wrogość natury. Czy nie wydaje się panu, że wspaniały cel osiągnięty został przez energicznych mieszkańców Apulii?
– Ma pani rację. Gdyby ludzkość poświęciła całą swą odwagę, umiejętności, pracowitość do osiągnięcia podobnych celów, zamiast kierując się nienawiścią organizować wojny, ziemia byłaby dzisiaj bardzo przyjaznym miejscem do życia.
Chodziliśmy wokół fontanny, a ja dostrzegłam w oczach Bariona niewypowiedzianą radość i być może także wzruszenie. Łamiącym się głosem powtórzył:
– Wspaniały pomysł, po tylu wiekach suszy!
Kręciliśmy się potem przez dłuższy czas po ulicach miasta.
– Proszę zauważyć, jak rozrosło się miasto od czasu pańskiej ostatniej wizyty. Jest bardzo nowoczesne. Można by rzec „amerykańska miniatura”. Długie, proste ulice, zaprojektowane równolegle i krzyżujące się pod kątem prostym z sobie podobnymi…
– Jaka ogromna różnica w porównaniu ze starym Bari! – odpowiedział.
– A tutaj znajduje się uniwersytet.
Na balustradzie fontanny siedziały w słońcu grupki studentów.
– To jeden z najweselszych zakątków w mieście. Tutaj nie widać jeszcze nerwobóli i reumatyzmu. Wszystko można tu łatwo strawić. Zarówno wiadomości z filologii klasycznej i medycyny, jak i gotowane ślimaki.
– Widzę, widzę! Wolą siedzieć przed uniwersytetem, zamiast wewnątrz, w salach…
– A wie pan, dlaczego? Włosi mają wyjątkowe uzdolnienia w tej kwestii. Cały świat akademicki zamyka się w aulach wykładowych, a tutaj wprost przeciwnie, studenci uczą się przed budynkiem. To bardzo dziwne, bo na koniec dyplom wpada im w ramiona, tak jak piękna dziewczyna.
Przed uniwersytetem krząta się ogrodnik i deszcz z długiego, gumowego węża pada odwrotnie niż w naturze. Z dołu do góry. Zmywa kurz z drzew i palm.
Ta scena bardzo podoba się Barionowi. Po raz pierwszy widzi, że oprócz deszczu padającego z nieba, istnieje też inny, ziemski, wymyślony przez człowieka.
– Jaka obfitość wody! – wykrzykuje z entuzjazmem.
s. 227