Można powiedzieć, że nienawidziła nawet rodziców, tego dogorywającego Szlojmy, który w milczeniu wodził za nią szeroko, tragicznie rozwartymi źrenicami […] (Alberti 1931: 199).
Patrzył tak długo, nic zwykle przy tym nie mówiąc, ale śledząc uważnie wyraz jej twarzy. Aż Róża roztrzęsiona, u k ł u t a tym spojrzeniem j a k c i e r n i e m , odwracała oczy lub w ogóle wychodziła za przepierzenie (Alberti 1931: 201, podkr. – H.M.).
A potem rozwarte oczy Szlojmy, w b i t e w nią jak wtedy w nocy, gdy przyjechała. Ogarnął j ą b o l e s n y, p i e k ą c y wstyd. Szybko wsunęła się za przepierzenie (Alberti 1931: 211, podkr. – H.M.).
Szlojma w b i ł w nią swoje oczy. […] i patrzył, patrzył, patrzył w jej twarz bez przestanku, aż uczuła, że chwyta ją za serce dziwna, nieopisana g r o z a (Alberti 1931: 220, podkr. – H.M.).
Dla osaczanej, próbującej się usuwać spod nadzoru ojcowskiego oka Róży konfrontacja wzrokowa jest też działaniem. Wyodrębnione przeze mnie przynależne do różnych klas gramatycznych wyrazy za każdym razem konotują bowiem ból. Jego „efektowności”, wywołanej wyobrażeniowymi stygmatami w postaci ran i cięć na ciele bohaterki, nie da się co prawda zrównać z tym oddziaływaniem „złego oka”, o jakie chodzi Lacanowi; unieruchamiającym w granicach ostatecznych, wyrażającym śmierć (Loska 2008: 132). Blisko jej natomiast, pomimo seksualnych kontekstów, do spostrzeżeń Kłosińskiej, która wnikając w patrzenie Innego zawieszone na tytułowej postaci Kaśki Kariatydy, udziela jednocześnie, ważnej także dla mnie, uniwersalizującej odpowiedzi na pytanie o sens owego „niewypowiedzianego”: „Męskie spojrzenie wtłacza kobietę w stereotypy. Gdyby ów wywołany patrzeniem ból uzewnętrznić, gdyby »urzeczywistnić« metafory tekstu, ujrzelibyśmy ciało kobiety okryte śladami chłosty lub spopielone” (Kłosińska 1999: 40).
Pamiętając o frazie antycypującej los Róży w zamyśle ojca, przywołanej na wstępie, oraz jej niemocy, można by w zgodzie z konstatacjami badaczki zapożyczyć i ten jej tekst, który w końcowej części utworu rozważa paradoks władzy i bezsilności: chociaż spojrzenie mężczyzny jest władcze, choć towarzyszy mu poczucie władzy, to tak naprawdę pozostaje ono niewładne. Rodzi lęk, ale jest bezsilne (Kłosińska 1999: 40–41). Alberti nie ułatwia jednakże zadania, gdy pisze: „Ale po każdym takim spojrzeniu Szlojmy, coś w niej zostawało, jakaś kropla, która miała kiedyś wezbrać w huczącą rzekę, jakiś pyłek, który miał uróść w wielką, silną górę” (Alberti 1931: 201).
Wydawałoby się, tak jak przed laty krytykom, że ostatecznie zwycięża kwestia zrehabilitowanego przywiązania, jakichś zregenerowanych nagle korzeni, a pośrednio wpisana w grę spojrzeń wola ojca i podatność na kulturową, ale jakże ograniczoną tu władzę dominującego męskiego patrzenia, że skorzystam ze sformułowania Nancy K. Miller (za: Kłosińska 2010: 311).
s. 110-111