Kobiece postaci znalazły swoje „odbicie” w typach męskich, nieraz wyrazistszych niż one same, choć zajmujących jeszcze mniej uwagi Alberti. Osobą, która zatrzymała się w pół kroku, była za słaba, by walczyć o swoje lub postarać się żyć z piętnem odrzucenia, czyli męskim odpowiednikiem Karolci Kurkówny, był jej mąż – Franciszek Rumiszewski. Rozdarty między chęcią zmiany a mieszczańskimi wartościami i przyzwyczajeniami. Uciekł z domu jako osiemnastolatek, by studiować medycynę w Szwajcarii, ale gdy na świat przyszedł jego syn, odezwała się w nim „mieszczańska krew”, potrzeba pójścia utartą ścieżką; zapragnął więc założyć własną praktykę, zapewnić rodzinie „godny byt”. Zatrzymał się, zastygł, nie był w stanie się ruszyć, nawet gdy widział, jak źle jego rodzina traktuje Karolinę. Samobójstwo żony powinno nim wstrząsnąć, zmusić do jakiegoś ruchu, ale był na to już za słaby, w pełni poddał się zniewalającej i odbierającej chęć do życia mocy cioci Klimusi, wydostał się spod niej wiele lat później, dzięki córce. Ale wyrzuty sumienia, poczucie długu wobec żony męczyły go cały czas. Dlatego też bez słowa pomagał Helenie we wszystkim, o co poprosiła, odbierał to bowiem jako zadośćuczynienie, gdyż w córce widział wierne odbicie Karolci.
Z kolei historia profesora Tomasza Gnieciucha poniekąd przypomina dzieje Róży. Z tą różnicą, że Gnieciuch wydaje się od niej silniejszy, bardziej konsekwentny, odporny – przynajmniej przez większość czasu – na zawołania „chłopskiej duszy”. Wydostał się ze środowiska chłopskiego tylko dzięki swojej ciężkiej pracy. Zawsze był najmniejszy i najbardziej chuderlawy ze wszystkich dzieci, cierpiał z tego powodu nie tylko w szkole, ale też w domu – ojciec bił go niemal codziennie; często też bywał głodny, zmarznięty, brudny, nie miał co na siebie włożyć. Wyróżniał się jednak uporem, siłą woli i nieprzeciętną inteligencją tak bardzo, że wiejski proboszcz postanowił opłacić mu naukę, pod warunkiem że Gnieciuch zostanie księdzem. Gdy jednak okazało się, że Tomasz ma inne plany, duszpasterz wyrzucił go z plebanii i przestał wspierać. Ale także tym razem przyszły doktor medycyny sobie poradził. Jego kariera rozwijała się w oszałamiającym tempie, w wieku czterdziestu lat uzyskał tytuł profesora…
Wszystko układałoby się świetnie, gdyby nie to, że – tak samo jak wielu bohaterów w powieściach Alberti – otoczony był niewidzialnym, ale niemożliwym do rozbicia murem[22] i chyba bardziej nieprzyjemnym niż w innych wypadkach, ponieważ był to mur śmiechu. Chociaż Gnieciuch był wybitnym specjalistą w swojej dziedzinie, budził powszechną wesołość. Z jednej strony ze względu na swoją aparycję (bardzo niski wzrost, szeroką szczękę, wystające zęby, krzywe nogi), z drugiej:
s. 87
[22]Także i tutaj widoczne są inspiracje twórczością Zofii Nałkowskiej.