„Arystokraci nędzy”, czyli Kazimiery Alberti opowieść o odrzuconych

I gdzie są te życzliwe z dalekich stron króle,
gdzie ich złoto, kadziła i szkatułka z mirrą
i gdzie zwierzęta, które chuchać mają czule,
gdzież dziady uśmiechnięte z staromodną lirą?
[…]
O Panie! gdzie jest gwiazda? gdzie gwiazda?

(Grudzień)

* * *

Tak zwana „biedota miejska” (zaliczano do niej też ludzi pracujących, robotników, wykonujących „zawody niegodne” biedniejszych mieszczan) żyła w o wiele lepszych warunkach niż Żydzi w getcie czy chłopi. Owszem, mieszkania miała równie małe, ale za to dość dobrze zaopatrzone, jadła żywność pośledniejszego gatunku, zwłaszcza w czasie wojny, ale nie głodowała tak bardzo jak wyżej opisani. Domy „Kądziołków i Kurków” były takie, w jakich mieszkały tysiące robotników w wielu miastach, wchodziło się do nich od podwórka, po kilku lub kilkunastu stromych schodach; były malutkie, jedno-, dwuizbowe, ale czyste i w miarę możliwości zadbane. Ich mieszkańcy mieli tylko po dwa ubrania: codzienne i to „na niedzielę, na wiece i na demonstracje” lub na pogrzeb, także własny (Alberti 1934a: 37).

Powodziło się im lepiej niż wielu biedniejszym, ale znaleźli się – przynajmniej w świecie powieściowym Alberti – głębiej, dalej w piekle odrzucenia. Listonosze, robotnicy, praczki codziennie spotykali się z lekko tylko ukrywanymi niechęcią i pogardą. Cały czas musieli konfrontować własną biedę z bogactwem innych, cały czas znosili upokorzenia. To nie ich wpuszczano frontowymi drzwiami, które były zarezerwowane dla ludzi o określonym statusie, mających pieniądze, wpływy, cieszących się społecznym szacunkiem (Alberti 1934a: 71). Tymi drzwiami wchodzili Rumiszewscy[16] – i im podobni, a więc mieszczańscy hipokryci, zatwardziali w swoich przekonaniach, przyzwyczajeniach i ciemnocie, tkwiący w przesądach i egoizmie. Dla biednych przeznaczone były schody kuchenne, od podwórka:

Tędy wchodził inny świat: świat brzydki, nędzny, plujący i przeklinający na schodach (czasami na tych schodach płaczący), świat obdarty, bez bucików, bez chleba, często bez dachu nad głową. Świat zapocony, pracujący, o czarnych żylastych rękach i kaszlących piersiach. Świat Kurków. Wchodzili przez schody kuchenne (Alberti 1934a: 72).

s. 81

 

[16]„Odpowiednik” Dulskich. Trzeba zresztą przyznać, że Alberti świetnie opisała mieszczańskie rodziny. Niektórzy krytycy porównywali przebłyski talentu bialskiej pisarki widoczne w scenach u Rumiszewskich z pisarstwem Zapolskiej (Negtsab 1934; por. Podhorska-Okołów 1931).