W myśl heraklitejskiej tezy, że „nie można wejść dwa razy do tej samej rzeki” Alberti zrezygnowała z lirycznej kontynuacji i dzięki temu beletrystycznemu zwrotowi możemy badać adekwatność wyrazów poetyckich i prozatorskich, kondensację i rozwlekłość ujęć, moc opisu, puenty i kody.
Można powiedzieć, że w tomiku Alberti zapowiedziała wszystkie najważniejsze fragmenty późniejszej podróży. I choć w Ustach Italji eksploruje również północ Włoch, to na południowym skraju włoskiego buta okrzepły jej momenty zachwytu, wyćwiczone zostały zapatrzenia i sprawdziły się na lirycznym poligonie eliptyczne zerwania głosu, techniki aporetycznej mowy, wyrażania niewyrażalnego.
Zamknęli cię w kronikach, wierszach, patetycznych
[słowach,
a czemu nie kochali zwierząt, kwiatów, ptaków,(Św. Franciszek z Asyżu w: Alberti 1936: 40)
Kazimiera Alberti często ujawnia swą świadomość ekologiczną. Zdaje sobie sprawę z wtórności słowa wobec gestu, z marności poetyckiego skryptorium, w którym to słowie słychać pogłos grobowej krypty, wobec witalności żywego korowodu „zwierząt, kwiatów, ptaków”. Świętość to wyjście poza księgi, prosta uważność, wyjście z biblioteki na ludny plac, na parkowy skwer. Alberti pieczołowicie zabiega o uważne i detaliczne spoglądanie. Jej „widzę i opisuję” można uściślić jako „widzę i mikroskaluję”. W wielkiej podróży po Włoszech mamy zaznaczonych wiele małych gestów, ciekawych szczegółów autorskich zapytań, soczewkowych powiększeń rzeczy. Tak wyćwiczone narzędzie sprawdzi się w prozatorskim wyzwaniu. Tam również Alberti będzie skupiać uwagę, ogniskować myśli, zawężać opisowy wycinek.
Dzisiaj przemieszczam się wzdłuż wybrzeży Cieśniny Messyńskiej. […] cud sprawił to, że […] mogę podziwiać mityczny krajobraz Kalabrii, gaje cytryn. Pobłyskują one zamykając w sobie sekretny świat witamin. Dostrzegam w nich wyjątkowy kolor, ani zielony ani żółty, tylko niepowtarzalny, jedyny taki, kolor „cytrynowy”. […] Opowiadam im wszelkie tęsknoty i smutki, które wzbudzało ich wspomnienie u milionów mieszkańców północy w czasie drugiej wojny światowej (Alberti 1950: 18)[5].
s. 45
[5]Oryg.: “Oggi passo, lungo le rive dello Stretto di Messina. […] miracolo ha fatto si che […] io veda il mitologico paesaggio di Calabria, le foreste di limoni. Esse luccicano, racchiudendo in sé il mondo segreto delle vitamine. Vedo in esse il colore speciale, né verde né giallo, soltanto, preciso, esatto, il color «limone». […] Racconto ad esso tutte le nostalgie e le tristezze che il suo ricordo ha risvegliato in milioni di nordici durante la seconda guerra mondiale”