Może dlatego pocałunek złożony w weneckiej gondoli jest tak „drażniąco bolesny”, gdyż sprzeniewierza się zobowiązaniom przypieczętowanym małżeńską przysięgą (Alberti pozostaje wtedy jeszcze w związku z pierwszym mężem – Stanisławem Albertim), a jednocześnie potęga uczucia wyraźnie projektuje dla niewiernej małżonki nową, żarliwą, wieczystą komunię.
Warto zwrócić uwagę na pomieszczony w Ustach Italji wiersz Capri (por. Janas 2007: 57–58). Monologistka wiersza Kazimiery Alberti zadała samej sobie na tej „najpiękniejszej wyspie świata” wiele zasadniczych pytań:
Nie, Capri! nie chcę twego wina czerwonego,
ani twej wielkiej brzoskwini,
mów, po co żyję? po co kocham? i co czynię?
wybroń mię o d n i c o ś c i, o d n i e w i a d o m e g o!
Powiedz mi najpiękniejsza wyspo świata – Capri:
„moje życie – czyj – że to kaprys”?
I tyle pytań się ciśnie: p o c o? d l a c z e g o?
[j a k d ł u g o?
k i e d y? d l a k o g o? d o k ą d?(Capri w: Alberti 1936: 85)
Odpowiedzi na zadane sobie na Capri pytania odnalazła autorka po wielu latach ponownie na tej zaklętej wyspie. I co ważne dla nas: interpelacje sformułowane w poezji doczekały się odpowiedzi „na piśmie” – w serii niby reporterskich opowieści. To kolejny dowód na komplementarność tych dwóch dyskursów, kontynuację jednego pomysłu, który raz przybiera wygląd liryczny, a kiedy indziej rozbudowany zostaje do rozmiarów opasłych tomów beletrystycznych. Oto odpowiedź Kazimiery Alberti na zadany liryczny temat:
Kiedy wojna zburzyła dom mojego życia, kiedy wszystko to, co stworzyłam w dalekiej Polsce, legło w gruzach, kiedy już nie istniała możliwość odbudowania tego wszystkiego, nagle, na tych gorzkich ruinach, ujrzałam na Capri w jednym z rogów, między ścianami serca, które ocalały, pajęczynę uplecioną wiele lat temu. Ocalała, nietknięta, świeża, jedwabista, mocniejsza niż wszystkie tajfuny wojenne. Była to delikatna siatka utkana z sierpniowych spadających gwiazd […] z zachodów słońca […] z księżycowych nocy […] z musującego wina w kielichu i we krwi, z kwiatów rozkwitających na werandach i w marzeniach, z pocałunków pochłanianych łapczywie jak owoce i z owoców wysysanych jak pocałunki. […] I oto, właśnie ta nić caprijska […] spowodowała, że na gruzach zaczęło kiełkować nowe życie, nowe zajęcia, nowe książki.
s. 66-67