Na pytanie, co daje okno, z którego spoglądamy na mijane pola, góry, miasta odpowiemy: m o ż e d a ć o d e j ś c i e o d ż y c i a z r e d u k o w a n e g o d o m i n i m u m, s t w o r z y ć o k a z j ę d o w y k r o c z e n i a p o z a p o w i e r z c h o w n i e p o j m o w a n y p r o j e k t n o w o c z e s n o ś c i j a k o s p i e s z n e g o p o s t ę p u, a z a t e m m o ż e b y ć ć w i c z e n i e m u m y s ł u i s p o j r z e n i a o t w i e r a j ą c y m i m o ż l i w o ś ć n o w e j p r z y s z ł o ś c i, i n n e j n i ż t y l k o t a, k t ó r a j e s t m n i e j l u b b a r d z i e j b e z ł a d n y m s k ł a d o w a n i e m s z c z ą t k ó w p r z e s z ł o ś c i.
19.
Podróż pociągiem jako doświadczenie tworzenia na nowo rzeczywistości, a nie jedynie bycie w niej przenoszonym z miejsca w miejsce – to Proustowska korekta przewin, jakimi Goethe obciąża nowoczesność. To także korektura podróży i kolei jako instytucji będącej symbolem i domeną technicznej i organizacyjnej racjonalności człowieka. To, co Proust nazywa „sklejaniem” fragmentów pejzażu, co praktykuje Alberti wraz ze swą towarzyszką w wagonie szwajcarskiej kolei, to nie odrzucenie racjonalności, lecz raczej wyjście poza jej ścisłe granice wyznaczone techniczną konstrukcją pociągu, możliwościami szyn, chronometrią rozkładu jazdy, organizacyjnymi mundurami kolejarzy. Kiedy więc Michel de Certeau twierdzi, iż „podróżuje wyłącznie zracjonalizowana komórka. Kapsuła panoptycznej i klasyfikującej władzy, moduł zamknięcia umożliwiający wytwarzanie jakiegoś porządku…” (de Certeau 2008: 111) ma rację tak długo, dopóki anarchiczny ruch „zahipnotyzownych”, due ipnotizzante, pasażerek bezładnie przebiegających od okna do okna nie zawiesi owego porządku racjonalności pilnującego logiki z – do. Wewnątrz racjonalnej struktury pojawia się ruch nadający jej inne znaczenie, przekierunkowujący jej bieg: teraz liczy się nie to, co odbywa się w drodze, w której podstawowe znaczenie ma z i do. Teraz to „racjonalnie” zachowujący się pasażer spokojnie czytający gazetę i niezwracający uwagi na rzeczy przesuwające się za oknem jawi się chwilowo jako „idiota”, ktoś tracący niepowtarzalną szansę. Sam de Certeau, choć obstaje przy ogólnych ramach racjonalności, dopuszcza możliwość takiej dekonstruującej rewolty: „Zgromadzenie [pasażerów – T.S.] nie podporządkowuje się jednak hierarchiom porządku dogmatycznego; jest raczej ujętą w sieć technokratycznej dyscypliny będącą niemą racjonalizacją wolnego atomizmu” (de Certeau 2008: 113).
Jeśli pociąg, jak pragnie de Certeau, uogólnia melancholię Albrechta Dürera, doznanie całkowitej zewnętrzności świata, kiedy to jesteśmy „poza rzeczami, które pozostają tam, odłączone, samoistne i porzucające nas” (de Certeau 2008: 111), to zarówno trawelogi Alberti, jak i doświadczenie wojażera zdążającego do Balbec podają w wątpliwość nieodwołalny charakter tej zasady.
s. 31-32